środa, 6 kwietnia 2016

Croatia, Kroatien, Hrvatska lub po prostu - Chorwacja

Chorwacja to przepiękne państwo, które rozpościera się od wschodnich krańców Alp na zachodzie, do brzegów Dunaju na wschodzie. Przez kilka lat, rokrocznie jeździłam na wakacje do Breli - małego miasteczka turystycznego, położonego między turkusowym Adriatykiem a Górami Dynarskimi. Obserwowałam jak się rozwija. Z tego małego miasteczka zrobił się nadmorski kurort, który co rok przyciąga coraz to większą rzeszę turystów.


Turystyka w Chorwacji nie jest skonstruowana tak, jak w Hiszpanii, Grecji, Egipcie czy w jakimkolwiek innym państwie. Wychodząc z apartamentu nie zobaczymy hotelu na hotelu, wręcz przeciwnie, na jeden hotel przypada kilkadziesiąt kwater, domów, apartamentów. Przyjeżdżasz do Chorwacji, na miejscu wybierasz sobie dom, w którym chciałbyś mieszkać i pytasz o wolne pokoje. W ten sposób trafisz na kwaterę, która będzie spełniała Twoje oczekiwanie (i można się targować ;) czasem właściciele schodzą z ceny nawet 10 euro!). Nie polecam wakacji zorganizowanych, ponieważ hotele 4* i 5* są przesadnie drogie, a do tych o niższym standardzie po prostu nie warto.

Warto wspomnieć o chorwackich plażach - są kamieniste. Polecam zabranie butów do wody (żeby przypadkiem nie trafić na jeżowca bosą stopą).

jeżowiec

Lody! Bardzo istotna informacja haha Chyba każdy lubi lody ;) W Chorwacji nie opłaca sie brać kilku gałek - bo po prostu ich nie zjemy. Jedna gałka to jak 3 nasze...

Ludzie są wyjątkowo mili. Każdy służy ci pomocą, wszyscy się uśmiechają. Miło wspominam jedną starszą panią, która uczyła mnie - 10 latkę - języka chorwackiego. Była właścicielką apartamentu, który wynajmowaliśmy. Codziennie zapraszała nas do siebie a to na ciastko, a to na kawkę, a rodziców częstowała alkoholem domowej roboty. To wyjątkowe miasteczko to miejsce, do którego chce sie wracać.

Pamiętajcie, żeby uważać na pułapki językowe! Pod żadnym pozorem nie używajcie słowa "kurczę", bowiem oznacza ono męskie przyrodzenie w niezbyt ładnym odpowiedniku. Chorwaci źle reagują na ten wyraz. Kolejne przekleństwo to "chleb" - nie pomylcie się ;)

(W)

czwartek, 31 marca 2016

A kiedy ono woli żyć?

Aborcja. Jedno słowo, tyle myśli. Po wpisaniu tego wyrazu w wyszukiwarkę, już na czwartym miejscu wyskakuje strona kliniki ginekologicznej na Słowacji, które oferuje pacjentkom z Polski takowy zabieg. Pozwolę sobie zacytować: "Nasza klinika ginekologiczna obsługuje w pełni obsługuje pacjentki z Polski. Aborcja, usuwanie ciąży i inne zabiegi. Organizujemy transport! Sprawdź.". Pomimo faktu, że aborcja jest w Polsce nielegalna, panie radzą sobie inaczej ;). Nasuwa mi się tylko pytanie "dlaczego?". Dlaczego kobiety chcą zabić swoje dziecko? Zabić część siebie? Zabić latorośl, która będzie miała oczy swojej mamy? Albo nos? Nie trzeba decydować się na ten krok, można dziecko urodzić i oddać. Jest cała rzesza małżeństw, które choć bardzo chcą, nie mogą mieć dziecka. Małżeństw, które są po prostu bezpłodne. Adopcja to dla nich wielka szansa, iskierka nadziei na lepsze jutro. Ci ludzie dadzą dziecku miłość, której ono tak bardzo potrzebuje. 

Dlaczego ludzie nie myślą o zabezpieczaniu się? Przecież to skrajnie nieodpowiedzialne. Mało jest metod antykoncepcji? Począwszy od tych chemicznych - żeli plemnikobójczych, pianek antykoncepcyjnych, gąbek dopochwowych, kremów plemnikobójczych, przez mechaniczne, takie jak prezerwatywy, wkładki domaciczne, aż po hormonalne jak np. tabletki antykoncepcyjne, zastrzyki, implanty. Jest więc w czym wybierać. Nie potrafisz się zabezpieczyć, to w ogólnie nie uprawiaj seksu i po problemie.






  • żele plemnikobójcze
  • pianki antykoncepcyjne
  • globulki dopochwowe
  • gąbki dopochwowe
  • kremy plemnikobójcze


  • http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/antykoncepcja/metody-antykoncepcji-naturalne-chemiczne-mechaniczne-i-hormonalne_33797.html






  • żele plemnikobójcze
  • pianki antykoncepcyjne
  • globulki dopochwowe
  • gąbki dopochwowe
  • kremy plemnikobójcze


  • http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/antykoncepcja/metody-antykoncepcji-naturalne-chemiczne-mechaniczne-i-hormonalne_33797.html






  • żele plemnikobójcze
  • pianki antykoncepcyjne
  • globulki dopochwowe
  • gąbki dopochwowe
  • kremy plemnikobójcze


  • http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/antykoncepcja/metody-antykoncepcji-naturalne-chemiczne-mechaniczne-i-hormonalne_33797.html






  • żele plemnikobójcze
  • pianki antykoncepcyjne
  • globulki dopochwowe
  • gąbki dopochwowe
  • kremy plemnikobójcze


  • http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/antykoncepcja/metody-antykoncepcji-naturalne-chemiczne-mechaniczne-i-hormonalne_33797.html






  • żele plemnikobójcze
  • pianki antykoncepcyjne
  • globulki dopochwowe
  • gąbki dopochwowe
  • kremy plemnikobójcze


  • http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/antykoncepcja/metody-antykoncepcji-naturalne-chemiczne-mechaniczne-i-hormonalne_33797.html
    Metody antykoncepcji są rozmaite - do wyboru jest kilkadziesiąt rodzajów tabletek, plastry, zastrzyki, wkładki, prezerwatywy, globulki, implanty

    http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/antykoncepcja/metody-antykoncepcji-naturalne-chemiczne-mechaniczne-i-hormonalne_33797.html
    Metody antykoncepcji są rozmaite - do wyboru jest kilkadziesiąt rodzajów tabletek, plastry, zastrzyki, wkładki, prezerwatywy, globulki, implanty

    http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/antykoncepcja/metody-antykoncepcji-naturalne-chemiczne-mechaniczne-i-hormonalne_33797.html

    Naukowcy twierdzą, że kobiety po przeprowadzeniu aborcji są prawie dwa razy bardziej narażone na zaburzenia psychiczne niż pozostałe. Aborcja może więc rujnować psychikę kobiety: depresja, wyrzuty sumienia, poczucie winy, załamanie psychiczne, a co za tym idzie samookaleczanie się i próby samobójcze. Usunięcie ciąży może być przyczyną późniejszych problemów, takich jak poronienia oraz bezpłodność.

    Niedawno w szpitalu im. Świętej Rodziny w Warszawie doszło do nieudanej aborcji. Dziecko miało być usunięte ze względu na zespół Downa, brak kości nosowej oraz wadę serca. Niestety, urodziło się żywe. Przez 22 minuty płakało, krzyczało, nikt nie udzielił mu pomocy. Śmierć tego noworodka była tragiczna. 

    Treść zawiadomienia do prokuratury została umieszczona na portalu prawy.pl. „Wstrząśnięci moralnie zaistniałą sytuacją pracownicy Szpitala Świętej Rodziny w Warszawie (ul. Madalińskiego 25, 02-544 Warszawa) zawiadomili dziś anonimowo Fundację SOS Obrony Poczętego Życia o tragicznym i szczególnie bulwersującym zdarzeniu do jakiego doszło tam nocą z niedzieli na poniedziałek (6-7 marca br.). W wyżej wskazanym szpitalu przeprowadzana była procedura aborcyjna, prawdopodobnie w oparciu o przesłankę prawną dopuszczającą zabicie dziecka przed jego narodzeniem w związku z podejrzeniem możliwości wystąpienia choroby/zespołu Downa. Wykonanie tej czynności zakończyło się w tym przypadku narodzinami żywego dziecka – według otrzymanych informacji o wadze ok. 700 g, w wieku ok. sześciu miesięcy. Dziecko to, pomimo ewidentnie żywego urodzenia – głośne krzyki i wszelkie inne oznaki aktywności życiowej, pozostawiono bez jakiejkolwiek pomocy i opieki, oczekując na jego śmierć. Dziecko zmarło po około godzinie" - dokument został podpisany przez  ks. Ryszarda Halwę z Fundacji S.O.S. Obrony Poczętego Życia. (W) 


    Oczywiście, zdarzają się gwałty, wtedy zrozpaczona dziewczyna/kobieta nie wie, co ma robić. Nie chcę tutaj mówić, że coś bym zrobiła, a czegoś nie, ponieważ nie byłam nigdy w takiej sytuacji i nie chcę nawet sobie wyobrażać, przez jaką traumę musi przechodzić ofiara tego właśnie przestępstwa. Wsparcie bliskich jest chyba podstawą w tym czasie, jednak decyzja o urodzeniu dziecka musi w pełni należeć do matki. Opcje (standardowo) są trzy: 
    a) rodzę
    b) dzień po 
    c) aborcja.
    Mimo wszystko, jestem zdania, iż my nie możemy decydować o przeżyciu kogoś, kto nie może nam powiedzieć, co czuje, co myśli. Zdaję sobie też sprawę, że zdecydowanie się na poród w takim wypadku to podjęcie dużego ryzyka, okazanie niesamowitej odwagi. Jeśli nie jest się gotowym na wychowywanie dziecka pochodzącego z brutalnego, niechcianego stosunku istnieje możliwość oddania go do rodziny, która jest w stanie stworzyć mu szczęśliwy dom. Jednak mimo wszystko myślę, że "dzień po" w tych skrajnych wypadkach może być dobrą opcją. Nie będę tutaj wykazywać się specjalną znajomością działania tych tabletek. Wiem, że zawierają ogromną dawkę hormonów i mogą spowodować nieodwracalne zmiany w organizmie, dlatego też wracają "na receptę", gdyż wiele, powiedzmy sobie szczerze, nieodpowiedzialnych kobiet zażywało te tabletki wielokrotnie podczas jednego cyklu. Pamiętajmy, że hormony to nie jest byle co. Trzeba się liczyć z ich wpływem na KAŻDY organ w naszym ciele. Znając te fakty, nadal sądzę, że "dzień po" w wypadku gwałtu dla wielu osób może być ratunkiem. Szczególnie kiedy dziewczyna jest młoda, ma całe życie przed sobą. 
    Zwracam się tutaj z apelem do wszystkich: pamiętajmy, żeby nie oceniać. Nie oceniać dziewczyny z brzuchem chodzącej po mieście, bo kto wie, może to właśnie ona została skrzywdzona przez jakiegoś idiotę, ale podjęła wolę walki. Nie oceniać również osoby, która w tym wypadku zdecydowała się na "dzień po", bo jak mówią ostatnie słowa wiersza Wisławy Szymborskiej o tytule "Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej":

    "Tyle wiemy o sobie,

    ile nas sprawdzono.

    Mowie to wam

    ze swego nieznanego serca.",

    nigdy nie możemy mieć pewności, w jaki sposób my byśmy się zachowali. (I)





    wtorek, 29 marca 2016

    Inicjatywa społeczna - rozdawanie gadżetów

    "W dzisiejszych czasach za darmo można dostać tylko łomot." A jednak nie!

    Serdecznie zachęcamy do wzięcia udziału w inicjatywie społecznej polegającej na rozdawaniu gadżetów szkolnych dzieciom. Inicjatorem akcji jest Mateusz Pawłowski, uczeń klasy IV Technikum Administracyjnego przy SOSW dla Młodzieży Niewidomej i Słabowidzącej w Chorzowie.

    Do oddania są gadżety szkolne: linijki, zeszyty, plany lekcji, mini notatniki, naklejki oraz zakładki do książek. Możliwa jest wysyłka.



    W celu uzyskania dokładniejszych informacji proszę dzwonić pod numer telefonu 505-904-182.
    Strona akcji na facebooku: www.facebook.com/darmowe.gadzety.szkolne

    Pielęgnacja twarzy ze skłonnością do przebarwień

    Szczerze mówiąc, nie wiem, jaki mam typ skóry. Od 3 klasy podstawówki borykam się z trądzikiem. W podstawówce była to taka "kaszka" na czole. Teraz jest już na pewno lepiej. Zaznaczam, że nie mam ani nigdy nie miałam calutkiej twarzy pokrytej w wielkich pryszczach. Jednak nie ma co ukrywać, wypryski się u mnie pojawiają, a czerwone przebarwienia to dla mnie codzienność. Moja skóra jest raczej mieszana. No bo typowo tłusta ona nie jest, nie świecę się itd. Tutaj przedstawię Wam kosmetyki, których ja używam, aby moja cera była jak najbardziej zadbana i gotowa do pokazania światu.
    Tak więc na początek dwa produkty znanej i lubianej firmy Ziaja:

    Pasty używam 2-3 razy tygodniowo zamiast żelu, natomiast żel stosuję każdego dnia rano i wieczorem. 
    Po porannym użyciu, któregoś z tych produktów stosuję tonik (tej samej firmy): 


    Kolejnym produkt jest marki Bioderma - krem przeciwtrądzikowy o globalnym działaniu, tutaj można znaleźć więcej na jego temat: http://www.bioderma.pl/produkty/sebium/global#

    Następnie nakładam makijaż.

     Po wielu godzinach spędzonych poza domem, kiedy w końcu wieczorem zajmuję się znowu stanem mojej skóry, w pierwszej kolejności zmywam pozostałości mojego make-up'u również jednym z tych oto dwóch produktów Biodermy:
    Następnie oczyszczam twarz jednym z produktów firmy Ziaja wspomnianych na początku posta. Zazwyczaj po umyciu twarzy, okazuje się, że moje oczy muszę zmyć jeszcze raz (ale chyba każdy to zna). I na sam koniec nakładam Avene Cleanacne K. "Wpadłam" na niego z rok temu, szukając produktu redukującego wyżej wspomniane przebarwienia będące rezultatem trądziku. Ciężko mi powiedzieć, czy działa. Najpierw używałam go regularnie, potem odstawiłam, ale ostatnio wróciłam do niego znowu, gdyż wygląd mojej skóry zaczął się pogarszać, tylko nie wiem czy na skutek odstawienia tego produktu, czy tabletek Visaxinum, czy tego, że toniku też używałam przez jakiś czas tylko jak mi się przypomniało, czyli wcale. Jednak obecnie wróciłam z nową siłą do każdego kosmetyku!

    No i oczywiście poza tą "standardową" pielęgnacją od czasu do czasu robię maseczki, czyt. powinnam 2-3 razy w tyg, ale wiecie jak to jest. Obecnie dysponuję takimi: 

    Jak można zauważyć, zaopatrzyłam się w ostatnio niezwykle popularną oraz chwaloną maskę firmy "Bania Agafii". Nie mam pojęcia, czy można je dostać stacjonarnie. Ja swoją kupowałam w drogerii internetowej http://www.cocolita.pl/ . 

    Ja użyłam jej dopiero raz, więc nie będę się tutaj rozwodzić nad efektami. 


    Jeśli ktoś z Was używał któregoś z wyżej wymienionych produktów bądź zna inne godne polecenia, zapraszam do pisania w komentarzach! (I) 

    czwartek, 24 marca 2016

    Śmierć wyborem

    Żal, smutek, łzy, cierpienie, rany, samobójstwo. Coraz częściej spotykamy się z tymi określeniami padającymi z ust osób we wczesnym nastoletnim wieku. Depresja oczywiście istnieje, co do tego nie możemy mieć wątpliwości. Są sytuacje, które wymagają naprawdę niesamowitej odporności psychicznej, ponieważ nie mając jej, możemy się załamać, poddać, już nigdy nie chcieć odbić się od dna. Należy do nich ciężka choroba bądź śmierć kogoś nam bliskiego czy jakieś inne wydarzenie, które tak diametralnie zmienia nasze życie, że wątpimy w szansę jego poprawy przez najbliższe lata. Tylko czy w dzisiejszej dobie internetu, depresyjnych blogów w domenie Tumblr, depresja nie została wyolbrzymiona? Czy ta ciężka, psychiczna choroba nie stała się pewnego rodzaju trendem, czymś w co każdy chce się włączyć, bo fajnie znaleźć się w tym świecie smutku, w tej „sali samobójców” i poczuć się ważnym, poczuć, że ma się problemy, że ktoś (czyli inni użytkownicy internetu) nas rozumieją, że też mają takie problemy? Myślę, że tak. Myślę, że cięcie się i samobójcze myśli stały się pewnego rodzaju modą. Dla porównania mogę przedstawić moje własne doświadczenie z blogami w domenie Tumblr. Sama, mając te 13 lat, zostałam wciągnięta w nurt tumblerowego smutku. Wtedy znany był również ask, wszyscy byli „smutni”, chcieli się zabić, ciąć się i nie wiadomo, co jeszcze. Nie ukrywam, początek gimnazjum, nie do końca wyrobione opinie, pogląd na świat, więc udzieliła mi się trochę ta atmosfera i skłoniło mnie to do założenia właśnie tumblra z serii tych smutnych. Po czasie założyłam wakacyjnego tumblra, takiego „teen” (?), jak sądzicie, który miał lepsze statystki? Oczywiście, że ten pierwszy. (Żadnego z nich nie promowałam). Teraz już jestem trochę starsza, swoje wiem i na poważnie smutnego bloga bym nie założyła, a tamten dawno zniknął z internetowej otchłani. Czym to wszystko jest spowodowane? Według mnie – wyolbrzymieniem. Są osoby, które nic w życiu nie widziały, mają pełne, kochające się rodziny, wszyscy zdrowi, szczęśliwi, ale, dajmy na to, chłopak kogoś nie chce. Ja nie mówię tu nawet o długiej, burzliwej znajomości. Chodzi mi o przypadki, kiedy dziewczyna w życiu z chłopakiem nie rozmawiała, podoba jej się, bo przystojny, a nawet nie wiadomo, czy ma coś sensownego do powiedzenia. A ona wielce zakochana, życia bez niego sobie nie wyobraża i łzy, i cięcie, i smutek. To przykładowa sytuacja, ale myślę, że pozwoli wielu osobom zrozumieć mój punkt widzenia. Ja nie twierdzę, że nie można być smutnym z takiego powodu, ale od razu angażować w to depresję? Myślę, że tacy ludzie nie mają pojęcia o czym mówią, bo ja nie wierzę, że na depresję faktycznie cierpią wszyscy, którzy tak twierdzą. Oni sobie to wmawiają. No i fakt faktem, wmawianie sobie może się w końcu rzeczywiście skończyć depresją. Tylko po co? Po co marnować sobie te nastoletnie lata, a co gorsza, odbierać sobie życie? Muszę też wspomnieć o tym, że gdybym ja była faktycznie pod wpływem depresji i rozdzierającego cierpienia, a na dodatek moim ulubionym narzędziem byłaby żyletka to pomimo mojego dość otwartego i pewnego charakteru, zostawiłabym to dla siebie, a nie rozgłaszała na prawo i lewo „uwaga tnę się!” i wrzucała zdjęcia mojego pociętego ciała, gdzie tylko się da. Dla mnie to jest desperacka próba szukania zainteresowania, znalezienia się w centrum uwagi, a nie prawdziwej depresji.
    Jednak teraz wróćmy do tej prawdziwej depresji, której skutkiem może być właśnie, w pewnym sensie uzasadnione, samobójstwo. Chyba każdy, czy smutny, czy szczęśliwy, chociaż raz zastanawiał się nad tym, w jaki sposób by się zabił. Dla mnie zdecydowanie kulka w łeb. Krótka piłka i po sprawie. No ale każdy ma swoje właśnie upodobania. Tylko że ja, mimo moich przemyśleń, na pewno bym się nie zabiła. Uważam, że z każdego błota da się wyciągnąć, z kolan zawsze można się podnieść i odbić od dna z całą siłą. Tym dnem może być wszystko, bo powszechnie widome jest, iż jak się wali to z reguły wszystko na raz. Można się zabić, zostawić wszystkie problemy żyjącym i sajonara. Czy jest sens? Sądzę, że nie warto się poddawać. Zawsze trzeba walczyć do końca, na końcu i tak wszyscy umrzemy, ale można umrzeć zwycięsko, patrząc na przebyte życie z satysfakcją, z podniesioną głową i z dumą w głosie. Bo największą walką jest pokonanie samego siebie, swoich własnych słabości. I tak, mogę przyznać, że zaliczam się do tej grupy osób, która uważa samobójców za tchórzy. I nie mówcie mi tu o słabej psychice, bo psychikę można budować. Poddanie się to po prostu głupota. Jeszcze warto wziąć pod uwagę ludzi, którzy są śmiertelnie chorzy, a ich jedynym marzeniem jest długie życie, radość z każdego dnia, z każdego wschodu słońca, z rodziny, przyjaciół. Dla nich liczy się każda dana im minuta. Dlatego doceniajmy życie, bo w każdej chwili możemy je stracić. I gdy ktoś o nie walczy z taką determinacją, Ty masz zamiar wyrzucić ten dar do kosza? Mam nadzieję, że to co napisałam, da chociaż jednej osobie do myślenia. (I) 

    czwartek, 17 marca 2016

    Możesz wszystko!

    Zobacz, mógłbyś być teraz w tylu miejscach na świecie. Leżeć na kocu w Hyde Parku, słuchać opery w Sydney, mijać ludzi na Times Square, pływać gondolą po Wenecji, oglądać lwy na sawannie w Kenii, zwiedzać piramidy w Egipcie, modlić się w Watykanie, jeść kolację w Paryżu albo sushi w Tokio, serfować na Hawajach, wyglądać przez okno z Burj Khalifa w Dubaju, jechać na rowerze w Amsterdamie, spacerować po Rynku w Krakowie, nurkować w obrębie Wielkiej Rafy Koralowej.
    Uważasz, że to niemożliwe? No tak, nie masz pieniędzy, nie masz czasu, nie masz z kim, nie wiesz jak. Pamiętaj: WSZYSTKO DA SIĘ ZROBIĆ!
    Nie wykręcaj się, zacznij działać już teraz. Chcesz podróżować, kupić Porsche, wyremontować dom? No tak, nie stać Cię. No to do cholery, zrób tak, żeby Cię było stać. Krok po kroku i do celu, bo marzenia same się nie spełnią, trzeba im pomóc. Trzeba w życiu walczyć, trzeba walczyć o siebie! Weź skarbonkę albo słoik, naklej karteczkę na co zbierasz i zamiast kupowania kolejnych frytek w McDonaldzie, pięciu tabliczek czekolady czy czegokolwiek innego, co jest zbędne, wrzuć te pieniądze tam! Aż się zdziwisz, kiedy zauważysz, że górka pieniędzy Ci znacznie urosła. Od czegoś musimy zaczynać.
    Wydaje Ci się, że świat nie jest dla Ciebie? Co Ty możesz osiągnąć? Oczywiście, że wszystko! Ludzie, nastawiajcie się na sukces, a nie na porażkę i pamiętajcie: KTO NIE RYZYKUJE, TEN NIE PIJE SZAMPANA. Czasem warto zagrać va banque. Jak nie spróbujesz, to się nie przekonasz. Proste? Proste.
    Oczywiście, że często sprawy nie idą po naszej myśli, ale nigdy, NIGDY nie możesz się poddawać! Co by to było za życie bez potyczek, bez kłótni, bez adrenaliny?

    Jeśli tylko bardzo chcesz, możesz osiągnąć wszystko. Możesz schudnąć, przytyć, pojechać w podróż dookoła świata, wygrać Igrzyska Olimpijskie, dostać się na Harvard. Jeśli chcesz, możesz jeść śniadanie w Pałacu Buckingham. Tylko pamiętaj, marzenia są dla silnych, dla zdeterminowanych, dla takich, którzy walczą do końca, którzy pokonują samych siebie! Warto sobie wysoko stawiać poprzeczkę, warto zwalczać swoje słabości. Tyle osób rezygnuje z czegoś, bo myśli: „aa to nie dla mnie, nie mam znajomości, nic nie mam”. Masz siebie. Pamiętaj, oni wszyscy zaczynali od 0. Oni wszyscy – ci, którzy są teraz na wyżynach, którym prawdopodobnie zazdrościsz. Dlatego nie patrz na to, że ktoś ma więcej kasy czy znajomych. Patrz na siebie, walcz o siebie, bo skąd wiesz? Może to Ty będziesz tym kimś za kilka lat! Marzenia są po to, żeby je spełniać, żeby o nie walczyć. Powtarzam jeszcze raz: nastaw się w życiu na sukces, a nie na porażkę. Nie daj sobą poniewierać! (I) 


    wtorek, 8 marca 2016

    Jak uciekałam z London Eye...

    Ludzie, ludzie, ludzie. Mijasz ich, obserwujesz. Tłumy ludzi. Różnice koloru skóry, różnice wyznań, to wszystko nie ma znaczenia, gdy jesteś tutaj – w Londynie. Nie ukrywam, że nigdy wcześniej nie miałam okazji doświadczyć aż takiej różnicy kultur. Na ulicy, w sklepie, w metrze możesz spotkać każdego. Mówisz po polsku – od razu ktoś z Twojego kraju Cię zagaduje. 

    Londyn również odwiedziłam z jednym z biur podróży. Tym razem troszkę mniejszym niż to, które organizowało mój wyjazd na Teneryfę, co nie oznacza, że gorszym! Pan pilot był wręcz wymarzony. Świetnie opowiadał, potrafił wszystko załatwić, zainteresować każdego, niezwykle obrotny człowiek (gdyby ktoś chciał namiary to pisać śmiało!).
    Była to tylko kilkudniowa wycieczka, ale wszystko, co w stolicy Anglii trzeba zaliczyć, zaliczyliśmy. Wiadomo: Pałac Buckingham, Opactwo Westminsterskie, London Eye, Tower of London, Muzeum Figur Woskowych Maddame Tussaud's, Big Ben, National Gallery, British Museum, Hyde Park, wszystkie znane punkty, ulice i dzielnice.

    Covent Garden

    Buckingham Palace
    Pomnik Królowej Wiktorii
    Na mnie największe wrażenie zrobiły konie spacerujące sobie w parku, a oprócz tego dzielnica City – stolica finansów. Urzekła mnie chyba przede wszystkim takim spokojem, klasą, elegancją. Nie tłoczyły się tam tłumy, można było spokojnie spacerować. W sumie podobnie było przy Greenwich. Poniżej obserwatorium znajduje się park, w którym też można zaznać relaksu, nie czuć tego zgiełku centrum Londynu. Lubię wielkie miasta, drapacze chmur i spotykanie ludzi, ale wszystko ma swój umiar. 

    Greenwich





    Greenwich
    Widok na The Shard - najwyższy budynek w Londynie (4. pod względem wielkości w Europie)
    Jeśli chodzi o London Eye to spotkała mnie dość niespodziewana sytuacja. Stoimy wszyscy w kolejce, torebki już sprawdzone, czekamy na moment, kiedy zbliżymy się do miejsca, w którym wsiada się do kopuł i nagle się zaczyna! Alarm wyje, ludzie się cofają, ktoś coś krzyczy, na ekranach pojawia się napis, żeby jak najszybciej zawrócić i opuścić kolejkę. Pan i pani z urządzeniem podobnym do tego, którym szuka się złota na plaży wyganiają ludzi z kopuł, które zakończyły „obrót”, nie wpuszczają następnych, tylko sami tam wbiegają, po czym szybko wybiegają. Najpierw trochę śmiechu z całej sytuacji, ale potem zaczęło się robić nerwowo. Wiadomo jaka sytuacja na świecie, może ktoś coś sobie umyślał, zaraz nas zastrzelą, bomba, wybuch? Oczywiście, skoro teraz tutaj siedzę i to piszę, żadnej bomby nie było, więc co się stało? Jakiś niezwykle inteligentny człowiek postanowił sobie zapalić papierosa w jednej z kopuł, co spowodowało włączenie się alarmu! 
    Widok z London Eye

    No i teraz troszkę dla punktu obowiązkowego dla wszystkich zakupoholików – OXFORD STREET. Jeśli mam być szczera – mnie nie urzekła. Może gdybym miała w kieszeni kilka tysięcy funtów byłoby inaczej, ale pod koniec wycieczki to już biednie, a poza tym syf, syf i jeszcze raz syf! Może akurat ja tak trafiłam. Była to połowa sierpnia, a pogoda typowo angielska, było raczej pochmurnie, kropił deszcz, co też nie sprzyjało ładnemu wyglądowi ulicy. W jednym miejscu leżała rozrzucona pizza, ludzie się kotłowali, straszny tłok. Ja osobiście jakoś szczególnie nie polecam, chyba że ktoś chce zrobić naprawdę duże zakupy.
    Ogólnie wiadomo, wszystkie punkty warto odwiedzić i zasmakować tego londyńskiego życia! (I) 

    Tower of London

    Tower Bridge "z dołu"





    piątek, 4 marca 2016

    Czasem warto odpuścić

    Zrozumienie ludzi to ciężka sprawa. W tym wypadku chcę się odnieść do fali hejtu, jaka jest ostatnio skierowana w stronę wielu youtuberów. Ja nie ukrywam, sama niektórym zazdroszczę, bo nawet jeśli nie mają tej kasy tak dużo, to mają masę rzeczy za darmo z współprac: ciuchy, kosmetyki, książki, zegarki, świeczki, picie, jedzenie, no mają w czym wybierać. Tylko że to jest ich własna zasługa. Przecież kiedy zaczynali, nie mieli tylu tysięcy subskrypcji. Musieli poświęcić masę czasu, pieniędzy i czekać cierpliwie. YouTube w ostatnich latach bardzo się rozwinął, nagrywa coraz więcej osób, przynosi to zapewne coraz więcej zysków. Nie wiem dokładnie jak to wygląda, nigdy nie miałam styczności z YT „od kuchni”. Tak czy inaczej zauważcie, że to przede wszystkim Wy (my) napędzacie całą „gospodarkę”. Oglądacie, komentujecie, subskrybujecie. Osobiście uważam, że jest to świetna platforma, bo w dzisiejszych czasach można się tam dowiedzieć wszystkiego o wszystkim, są kanały wszelkiego typu, kosmetyczne, lifestylowe, sportowe, podróżnicze, informatyczne, o odżywianiu, gotowaniu, o relacjach damsko-męskich, a nawet o seksie (i wiele, wiele innych). Ogólnie jestem zdania, że jeśli ktoś ma zamiar hejtować youtuberów za tzw. „hajs z jutuba” to powinien najpierw sam siąść i coś nagrać.
    źródło: https://www.instagram.com/littlemooonster96/
    Ostatnio „na topie” jest Angelika (littlemooonster96). Nie należę do grona jakiś wielkich fanek, po prostu lubię od czasu do czasu obejrzeć jakieś jej filmiki i snapa. I wiecie co? Mega ją podziwiam. Nie ma między nami dużej różnicy wieku, mieszka blisko mojego miasta, w sumie mogłaby być moją koleżanką. Ma 18 lat, a tyle osiągnęła. W tym wieku mieć takie wyniki i taki rozgłos to prawdziwe wyzwanie, a szczególnie dlatego, że zapracowała sobie na to sama. Teraz jest coraz więcej youtuberów, których poznajemy wcześniej jako znajomych tych, którzy są już „na rynku”. Nie oszukujmy się, takim będzie zawsze łatwiej. (Nie mam na myśli tutaj nic złego, po prostu taka jest prawda, z resztą oni też często to przyznają). Natomiast LM96 zaczynała sama, zaczynała od 0, nie wybijała się na nikim. Ostatnio dość głośno było o jej osiemnastce i otwarciu sklepu, no i tutaj standardowo – hejt na hejcie. Za drogie ceny – no dobrze, dla jednego za drogie, dla drugiego za tanie. Ja rozumiem, że nie każdego stać, ale sprawa jest prosta: nie chcesz, nie stać Cię –NIE KUPUJESZ, po co to komentować? Myślisz, że pohejtujesz, zmieni cenę i co, kupisz tę bluzę czy cokolwiek innego skoro tak jej nie lubisz? Nielogiczne. Co lepsi przyczepili się do tego, że według nich „fatalnie” wyglądała. 1. Kwestia gustu. 2. Wam się nie musi podobać. No i kolejny punkt zaczepienia – znani znajomi. I hejtu na to już kompletnie nie jestem w stanie pojąć. Czy jak Wy mielibyście znanych znajomych, przyjaciół to nie zaprosilibyście ich na te najważniejsze w życiu urodziny tylko dlatego, że są znani? PRZECIEŻ TO WASI PRZYJACIELE. No nie wiem, ale jak ja kogoś zapraszam to zwracam uwagę na to jak się z kimś dogaduję, a nie ile ma „lajków” czy czegoś w tym stylu. Fakt faktem – poznała tych ludzi dzięki swojej działalności w internecie. Tak samo wszystkie zyski ma dzięki SWOJEJ działalności w internecie. Wy byście nie korzystali z tego, na co sami sobie zapracowaliście?
    Oczywiście, każdy ma prawo do swojego zdania, ale jak już chcecie kogoś hejtować to niech to chociaż będzie konstruktywna krytyka. I zanim zaczniecie zmieniać świat to zmieńcie siebie. Mam nadzieję, że zastanowicie się przed napisaniem kolejnego hejtu. Pozdrawiam i życzę miłego dnia! (I)

    wtorek, 1 marca 2016

    Pierwszy krok ku pielęgnacji włosów - porowatość



    W życiu większości dziewczyn nadchodzi taki moment, kiedy postanawiamy zacząć poświęcać więcej uwagi swojej cerze, paznokciom lub włosom. Już jakiś czas temu w mojej głowie zakiełkowało postanowienie - będę poświęcała moim włosom więcej czasu! Zaczęłam przeszukiwać przeróżne blogi w celu znalezienia informacji dotyczących pielęgnacji włosów. Myślę, że przygodę z pielęgnacją należy rozpocząć od określenia porowatości włosów. Ale od początku.

     

     

    CO TO JEST POROWATOŚĆ WŁOSÓW?


    Obserwując włosy pod mikroskopem można zauważyć łuski włosa. Jeśli szczelnie przylegają do siebie to pełnią odpowiednią funkcję - zatrzymują wodę we wnętrzu włosa, a co za tym idzie wspomagają nawilżenie i chronią przed uszkodzeniami. W przypadku gdy łuski są rozchylone nie zatrzymują wody, włos przesusza się i nie jest chroniony przed uszkodzeniami.
                                                                                                                włos
    Wyróżniamy włosy niskoporowate, średnioporowate oraz wysokoporowate. Pierwsze z nich - niskoporowate, których łuski ściśle do siebie przylegają, a włosy są ogólnie uznawane za zdrowe. Wysokoporowatość oznacza, że włosy są suche oraz zniszczone, lecz zaskakująco dobrze poddają się stylizacjom. Łuski są rozchylone. Średnioporowate włosy mają cechy zarówno tych nisko- jak i wysokoporowatych.

    JAK OKREŚLIĆ POROWATOŚĆ WŁOSÓW?


    Jest wiele sposobów na określenie porowatości włosów. Można robić przeróżne testy, lecz nie są one niezawodne. Najlepiej sprawdzić strukturę włosa pod mikroskopem, lecz jeśli nie mamy takiej możliwości to polecam napełnienie szklanki letnią wodą i pozostawienie na 10-15 minut.





    Jeśli włos utrzyma się na powierzchni to oznacza że
    włosy są niskoporowate. Jeśli nieco się zanurzy jest to włos średnioporowaty. Całkowite zanurzenie się pod wodą włosa mówi o tym, że włosy są wysokoporowate. (W)




    sobota, 27 lutego 2016

    Luksus w głębi Atlantyku, czyli Wyspy Kanaryjskie

    Sama nazwa tego archipelagu, nawet ta potoczna – Kanary, przyciąga rzesze turystów z całego świata. Każdy chce poczuć ten smak luksusu owiany głębią Oceanu Atlantyckiego i choć raz w życiu poczuć się zrelaksowanym na tych górzystych wyspach. 


    Pierwszą wyspą odwiedzoną przeze mnie była Teneryfa. Były to wakacje zorganizowane przez jedno z bardziej znanych biur podróży w Polsce. Nie ukrywam, że podróż już od początku obfitowała we wrażenia, gdyż podczas lotu, kiedy już znajdowaliśmy się nad Oceanem Atlantyckim i nawet nie byłoby gdzie wylądować (ewentualnie u wybrzeży Afryki, ale i to nie było najlepszą opcją) jedna z pasażerek, siedząca praktycznie obok mnie, zasłabła. Wiadomo – akcja reanimacyjna, pytanie do pasażerów o obecność lekarza (znalazła się zarówno lekarka, jak i lekarz), położyli panią na podłodze, no i na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Szkoda tylko, że niektórzy z naszych rodaków są, delikatnie mówiąc, żałośni. Mówię tutaj o grupce mężczyzn, którzy przesadzili w samolocie z alkoholem i zachowywali się wręcz wulgarnie, kompletnie nie potrafili wykazać się choć odrobiną kultury. Głupio komentowali całą sytuację i gdyby nie fakt, że znajdowaliśmy się na takiej wysokości ponad powierzchnią ziemi to ja bym ich stamtąd wyrzuciła. Kiedy już wylądowaliśmy, musieliśmy poczekać aż ratownicy z pogotowia (które zostało powiadomione już wcześniej i na nasz przylot czekało na płycie lotniska) zabiorą kobietę, która zasłabła i sprawdzą, czy wszystko z jej zdrowiem już w porządku. Po tym mogliśmy udać się po nasze bagaże, które bardzo szybko pojawiły się na taśmach (w zupełnym przeciwieństwie do lotniska w Katowicach, gdzie musieliśmy czekać pół godziny, jeśli nie więcej).

    Playa de la Arena
    Widok z balkonu w moim hotelu 
    Hotel, w którym byłam, znajduje się 500 metrów od dość popularnej plaży - Playa de la Arena. Jest to plaża naturalna, powulkaniczna = czarny piasek. Pierwszy raz miałam okazję plażować na czarnym piasku, co jest ciekawym doświadczeniem, szczególnie patrząc na ludzi, którzy po wykąpaniu się w Oceanie, tarzają się w piasku (głównie dzieci) i są calutcy czarni.                                                                                                                                                                                                                         
      Podczas pobytu na Teneryfie wybrałam się na dwie wycieczki fakultatywne. Jedną z nich był Loro Parque. Warto tam przyjść nawet dla samych pokazów orek, delfinów i lwów morskich. Pokaz orek potrafi nieźle umoczyć pierwsze rzędy, dlatego można zakupić pelerynę i trzeba uważać na aparaty oraz inne sprzęty tego typu, które nie są odporne na wodę. Jednak jest to pokaz przezabawny. Na dużym telebimie są pokazywane jakieś osoby z widowni i pojawia się napis, np. kamera zostaje zwrócona na starszego pana i pojawia się dymek ze słowami „I’m too sexy”. Natomiast pokaz delfinów jest niesamowity pod względem sztuczek – zwierzęta wspaniale prezentują się w przeróżnych układach tanecznych. Na tę wycieczkę pojechaliśmy z miejscowego, polskiego biura podróży i w sumie to nie polecam, gdyż zbieraliśmy ludzi z bardzo dużej liczby hoteli, co znacznie wydłużyło nasz dojazd)

    Drugą z wycieczek była wyprawa na La Gomerę (nazywaną miniaturką Madery) jeepami safari. Tutaj już jechaliśmy z biura, z którym przyjechaliśmy i polecam wszystkim jak najbardziej! Naprawdę niezapomniane przeżycie, kierowcy jeżdżą jak szaleni, co dodaje masę adrenaliny i śmiechu. Nasz powiedział, że na znaki to tam zwracają uwagę tylko osoby, które są na wakacjach. Oczywiście – żeby dostać się na tę wysepkę musieliśmy przemieścić się promem, ale była to krótka przeprawa, mało istotna. Wracając do La Gomery – wyspa niesamowita. Nie została jeszcze „zaatakowana” przez turystów. Jest taka świeża, można wręcz powiedzieć, że dzika, zupełnie naturalna. Jako obiad mieliśmy możliwość skosztowania tamtejszych przysmaków, a głównym z nich była zupa bananowa. Ogólnie na Kanarach cała gospodarka opiera się w dużym stopniu na bananach, a właśnie na La Gomerze mieliśmy okazję zobaczyć plantację bananów (trzeba bardzo uważać, żeby się nie ubrudzić, ponieważ plam po tych rosnących bananach nie da się doczyścić). Ciekawostką dotyczącą tej wyspy jest również obecny tam do dziś język gwizdany. Dzieci uczą się go tam w szkole, więc miejscowi potrafią się płynnie porozumiewać za pomocą gwizdania i jest to w 100% potwierdzone – mogliśmy w „restauracji”, w której jedliśmy obiad, doświadczyć takiego pokazu. Naprawdę każdemu bardzo, bardzo serdecznie polecam! I trzeba wziąć pod uwagę to, żeby wybrać się jeepami, a nie autokarem, bo jeepy naprawdę dostarczają wrażeń na całe życie.
    Kiść bananów na plantacji 
    Jeśli chodzi o pogodę na Wyspach to jest idealna dla osób, które nie przepadają za upałami i wolą, kiedy jest ciepło, ale trochę orzeźwiająco. Moje wakacje były na początku lipca, więc „w sezonie”. Było ciepło, lecz nie było upalnie. Jednak muszę wspomnieć, że na La Gomerze bardzo szybko robi się zimno, bo już około 16.  








    Pamiątki, takie typowo „stamtąd” są właśnie powiązane z bananami. Wiadomo – oprócz takich „dupereli” stawia się zazwyczaj na alkohole. Bananowe wina, bananowe likiery itd.


    Mam nadzieję, że zachęciłam kogokolwiek z Was do odwiedzenia Wysp Kanaryjskich. Pamiętajcie, że warto podróżować, bo każda nowa podróż to nowe doświadczenia! (I) 

    piątek, 26 lutego 2016

    Produkty The Body Shop



    Ostatnimi czasy miałam okazję zakupić produkty The Body Shop. Jednym      z nich była mgiełka o zapachu mango. Nie jestem zwolenniczką tak słodkich zapachów, aczkolwiek ten przypadł mi do gustu. Mimo, że jest to mgiełka, zapach utrzymuje się bardzo długo. Co więcej mówić,  po prostu fantastyczna! 




     Drugim zaś produktem jest masło do ciała również o zapachu mango, który jest mniej intensywny od poprzedniego produktu. Idealnie nawilża skórę, wygładza ją i pozostawia na niej prześliczną woń. 







    Oba produkty są godne polecenia, zakochałam się w nich już na samym początku! Mam wielką nadzieję, że i Wam przypadną do gustu. :)